Od przeszło 10 lat w słowniku przedsiębiorcy, zwłaszcza tego, który korzystał kiedykolwiek z dofinansowania unijnego, na stałe zagościły pojęcia innowacyjności i konkurencyjności. W dokumentacji aplikacyjnej stale należy udowadniać, że projekt wpłynie na te aspekty pozytywnie i poprawi sytuację przedsiębiorstwa na rynku.
Czym jest innowacja w XXI wieku?
Innowacyjny to inaczej zupełnie nowy na rynku lub w danej branży (wynalezienie koła było zdecydowanie innowacją), ale również udoskonalony w stosunku do oferty rynkowej lub przeniesiony z innej branży i w nowy sposób zastosowany na rynku (zastosowanie fotografii lotniczej do pomiarów geodezyjnych kilka lat temu). Wyróżnia się kilka typów innowacji:
1. Produktowa – kiedy na rynek wprowadzamy nowy lub udoskonalony produkt lub usługę, np. drony.
2. Procesowa – kiedy zmieniamy proces wytwarzania produktów lub świadczenia usług – np. automatyzacja zamiast pracy ręcznej lub likwidacja obsługi indywidualnej w kasach w McDonald’s na rzecz zamawiania zdalnego przez kioski z ekranem dotykowym.
3. Organizacyjna – kiedy zmieniamy strukturę organizacyjną wewnątrz przedsiębiorstwa lub sposób jego funkcjonowania, np. samoorganizujące się zespoły projektowe czy turkusowe organizacje.
4. Marketingowa – kiedy zmieniamy sposób dotarcia do klienta, np. zastąpienie tradycyjnych kanałów, kanałami social media.
Dokąd nas jednak prowadzą te innowacje? Częste stwierdzenie, jakie pojawia się ze strony klienta w pracy doradcy unijnego przy okazji tematu innowacji to: “Skoro mam wprowadzić innowację technologiczną, to najprawdopodobniej nie będę potrzebował aż tak wielu pracowników”. Na jednym z ostatnich spotkań dotyczących rozwoju e-commerce, w którym miałam okazję brać udział, jeden z prelegentów jasno wskazywał, że już wkrótce w biznesie online ludzie zastąpieni zostaną przez roboty. Czy innowacje sprzyjają zatem rynkowi pracy, czy może czas się zacząć bać? Osobiście myślę, że nie ma się co panikować, ale warto zadbać o rozwój unikalnych, nowoczesnych kompetencji, o których mowa w Raporcie World Economic Forum pn. The Future of Jobs.
A jak z tą konkurencyjnością?
Według definicji Encyklopedii Zarządzania konkurencyjność to “zdolność do konkurowania, czyli prowadzenia działań dążących do osiągnięcia takich samych lub zbliżonych celów, o które w tym samym czasie i w takim samym otoczeniu zabiegają inne podmioty gospodarcze”. W biznes planie zwykle opisujemy nasz biznes na tle konkurentów rynkowych wskazując przewagi konkurencyjne. W konkursach o dotacje unijne najwięcej punktów otrzymują projekty, które udowodnią wpływ na wzrost konkurencyjności przedsiębiorstwa na poziomie co najmniej krajowym, a najlepiej międzynarodowym. Ze słowem konkurencyjność nieodłącznie wiąże się słowo “walka”, a gdy konkurencja jest silna, a rynek mały – jest to walka krwawa, walka rekinów na śmierć i życie zwana przez twórców koncepcji Błękitnego oceanu – W. Chan Kim i Renèe Mauborgne – “czerwonym oceanem”.
Czy jest na to remedium?
W różnych swoich aspektach innowacyjność i konkurencyjność kojarzą się zatem pejoratywnie. Czy można coś z tym zrobić? Autorzy książki “Blue Ocean Strategy” wskazują, że istnieje rozwiązanie! Jest nim błękitny ocean, czyli strategia konkurowania oparta na tworzeniu zupełnie nowych, dotychczas nieznanych branż, zajmowanie nowych przestrzeni rynkowych, na których nie ma jeszcze konkurencji. Na takim oceanie to pionierzy wyznaczają trendy i reguły gry. Z tym oceanem nieodłącznie związany jest nowy typ innowacji – innowacja wartości, która oznacza wniesienie na rynek wyjątkowości i wartości dla klienta przy niskich kosztach własnych.
Może zatem zamiast ciągłej walki okupionej cięcięm kosztów, frustracją i stresem, warto usiąść spokojnie, wziąć głęboki oddech, odcumować swoją łódź i wypłynąc na bezbrzeżne wody błękitnego oceanu?