Prawo

Prawne kontrowersje Pokemon Go

Świat oszalał na punkcie mobilnej gry Pokemon Go. Jeżeli mijamy na ulicy człowieka zapatrzonego w swój telefon, więcej niż pewne jest, że właśnie szuka kolejnego stworka.

Gry chyba nie trzeba już szczególnie przedstawiać, ale dla tych, którzy byli na dłuższych wakacjach na odludziu bez dostępu do wiadomości i internetu przypominamy – Pokemon Go to gra wzorowana na serii popularnej w latach 90. kreskówki, która wykorzystuje technologię rzeczywistości rozszerzonej (Augmented Reality, AR), czyli połączenia świata realnego z komputerowym. Pokemony nakładane są wirtualnie na obraz rejestrowany przez kamerkę smartfona, a geolokalizacja Google pozwala sprawdzić w jakiej odległości od naszego miejsca pobytu znajdują się kolejne Pokemony. Gracz porusza się po mieście i łapie stworzenia.

Pokemon Go w liczbach

Jeszcze żadna gra nie zdobyła takiej popularności. I choć nie ma jeszcze oficjalnych wyników, a aplikacja do niedawna teoretycznie dostępna była wyłącznie w USA, Australii, Japonii i Nowej Zelandii, TechCrunch powołuje się na badania firmy analitycznej SensorTower. Zgodnie z nimi gra została pobrana 7,5 mln razy w samych Stanach Zjednoczonych i może zarabiać nawet 1,6 mln dolarów dziennie wyłącznie w AppStore. SimilarWeb podaje, że zaledwie dzień po premierze w USA, aplikacja była chętniej pobierana niż popularny tam Tinder. Czas spędzany na łapaniu Pokemonów wyprzedził czas poświęcony na wysyłanie wiadomości w WhatsApp czy przeglądanie zdjęć na Instagramie lub Snapchacie.

Kontrowersje

Gra budzi wiele kontrowersji. Co prawda cieszy fakt, że dzieci odeszły od komputerów i spacerują po mieście w poszukiwaniu Pokemonów, ale zdarzają się przypadki niebezpiecznego wtargnięcia na jezdnię przez zapatrzonych w ekrany telefonów graczy, potrąceń, wypadków, napadów itd. Aplikacja doprowadziła już kogoś do ludzkich zwłok w rzece, była stosowana przez złodziei do namierzania lub wabienia ofiar. Protesty wniosły władze Muzeum Auschwitz-Birkenau czy Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, po tym jak Pokemony zaczęły pojawiać się w tych istotnych historycznie miejscach.

Zagrożenie cyberprzestępstwem

Aplikacja oficjalnie dostępna jest w Polsce od trzech dni, ale do tej pory istniały metody na jej pobranie z nieautoryzowanych źródeł lub np. na australijskim ID. Pobieranie gry z takich niekonicznie legalnych miejsc stanowi doskonały moment dla cyberprzestępców, którzy w ten sposób mogą zdobyć nasze dane, kontakty, zdjęcia, a nawet dostęp do kont bankowych. Aplikacja żądała także informacji o lokalizacji. I być może nic w tym dziwnego, wymaga tego od nas co druga pobierana aplikacja. Problem w tym, że większość z nich pyta o dostęp, ale nie warunkuje od niego swojego działania i to od użytkownika zależy w jaki sposób będzie z aplikacji korzystać. Kolejny problem jest jednak bardziej poważny – użytkownicy skarżą się, że gra prosi o dostęp do konta Google i kontaktów. Optymalnym rozwiązaniem jest zatem uruchomienie tymczasowego konta Google, wyłącznie na potrzeby aplikacji.

Dylematy prawne

Gra może generować także problemy prawne. Przykład tej aplikacji pokazuje, że technologia augmented reality może rozwijać się w najróżniejszy sposób, który przecież trudno przewidzieć. Co więcej, nie zajmie to kilku lat, a co najwyżej najbliższe miesiące. Powoli możliwości gry stają się łakomym kąskiem dla marketingowców, którzy w doskonały sposób mogą promować takie usługi jak restauracje, kawiarnie, sklepy a nawet całe centra handlowe. Pierwszym problemem prawnym jest kwestia na przykład tego komu płacić za wirtualną reklamę na rzeczywistym budynku.

Ale niektóre problemy są już realne, jest to m.in. kwestia naruszeń prawa własności. W poszukiwaniu pokemonów ludzie wchodzą do kościołów czy prywatnych posesji. Znany był już przypadek mężczyzny, którego dom otoczyła grupa ludzi polujących na stworki. Pojawia się pytanie, czy właściciele mogą skutecznie zakazać grania na terenie swojej posiadłości?

W jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie przeszkadza fakt, że pokemony pojawiają się wyłącznie przed cyfrowym odwzorowaniem nieruchomości, nie występują tam w sposób realny. I choć nie wydaje się, że właściciel może się sprzeciwić łapaniu wirtualnych stworków zza płotu, to nie oznacza, że musi godzić się na przechodzących przez jego teren graczy. W takim przypadku może żądać zaprzestania naruszeń na podstawie przepisów o własności i ochronie dóbr osobistych. Pytanie również kto miałby za to odpowiadać – czy statystyczny gracz, który wpatrzony w telefon często nie ma pojęcia gdzie się znajduje, czy właściciel aplikacji.

O autorze Zbigniew Machowski

Adwokat w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Ukończył aplikację prokuratorską. Wykonując zawód adwokata kontynuuje tradycje rodzinne. Prowadzi kancelarię w Warszawie i w Szczecinie. Jest doktorantem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego oraz studentem Master of Business Administration (MBA). Jest także doradcą restrukturyzacyjnym oraz mediatorem wpisanym na listę przy Sądzie Okręgowym w Szczecinie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *